Żeby dobrze zrozumieć problem, należy zagłębić się w odrobinę teorii. Każdy materiał, niezależnie od przeznaczenia, spełnia określoną funkcję akustyczną – drewniany blat odbija, a pianka pochłania dźwięk. To „jak dużo”, zależy od częstotliwości. Gdyby spojrzeć na współczynnik pochłaniania dźwięku pianki o grubości 3 cm, okazałoby się, że rzeczywiście działa ona niezwykle efektywnie… ale tylko w wysokim paśmie. Znaczy to, że jej pochłanianie dotyczy tylko wąskiego zakresu częstotliwości, które odbiera nasze ucho. Kluczem przy projektowaniu akustyki wnętrz jest natomiast osiągnięcie możliwie równej charakterystyki amplitudy w dziedzinie całego pasma częstotliwości. Ten zabieg paradoksalnie pogorszyłby tylko akustykę pomieszczenia – po pierwsze byłoby ono zbyt przetłumione, przez co przebywanie w nim byłoby bardzo niekomfortowe, a po drugie uwypukliłby wszystkie inne częstotliwości, zlokalizowane w średnim i niskim paśmie, skutkując dudnieniem i niekontrolowanymi rezonansami. Co jednak z izolacją? Być może celem projektanta było również wytłumienie dźwięków „wychodzących” z pomieszczenia? Niestety i tutaj nie jest to takie proste… Faktem jest, że zmniejszenie poziomu hałasu wewnątrz pomieszczenia skutkuje obniżeniem poziomu dźwięku za ścianą. Ponownie jednak, pianka akustyczna nie jest tutaj odpowiednim rozwiązaniem. Po pierwsze, dla fal o niskiej i średniej częstotliwości, czyli tych które przenikają przez ściany „najchętniej”, nie stanowi ona niemalże żadnej przeszkody. Po drugie, kwestia izolacyjności akustycznej przegrody jest ściśle związana z tzw. prawem masy – według teorii im cięższa przeszkoda, tym lepsza izolacyjność. Jak łatwo się więc domyślić, pianka akustyczna zwyczajnie tutaj nie zadziała… Co więc będzie odpowiednie?